Wyciągając mały fragment kadru odcinam się od konkretnej sytuacji w jej pierwotnym znaczeniu i koncentruję się na zapachu jednego kwiatka z olbrzymiego bukietu. Naturalnie, cechą człowieka jest, lub powinna być, próba zrozumienia wszystkiego, co znalazło się w naszej przestrzeni.
Co sprawia, że własne dzieła odkrywa się na nowo? Klasyczny czy… mistyczny przypadek? Intuicja czy pochodna perfekcjonizmu?
To kwestia dotycząca sposobu patrzenia. Na ogół ogarniamy wzrokiem szeroki plan zbudowany z niezliczonej ilości detali. Jeśli nie przyjrzymy się dokładnie, nasza percepcja zarejestruje zubożały obraz. Analizując zarejestrowany fragment życia możemy wyciąć z niego drobny fragment, który zostaje pozbawiony właściwego kontekstu, a przez niedoskonałą, na szczęście, technologię również traci definicję, a więc podstawowy element dokumentu. Zyskuje natomiast walory plastyczne.
Obrazy odkryte na nowo to projekt, który powstał w większości przed wojną w Ukrainie. Czy to oznacza obecnie zmianę jego wymowy? Jak czuje to sam autor?
Wymowa jest taka sama, uniwersalna.
W ostatnich dwóch latach, właściwie wszyscy doświadczyliśmy niewyobrażalnych wcześniej, dynamicznych zmian. Jakie momenty zamraża w kadrach projekt Minął rok?
Minął rok to codzienna, trwająca rok rejestracja stanu emocjonalnego autora. Rzeczą oczywistą jest fakt głębokiego odbicia się na naszej psychice wszystkich wydarzeń polityczno-społecznych. Poza okrutną wojną, największy niepokój budzi we mnie proces niszczenia w naszym kraju demokracji. Trójpodział władzy przestaje istnieć, cynizm rządzących przekracza wszelkie granice. Media państwowe kłamią w żywe oczy. Niestety wystraszony suweren wierzy im bezgranicznie.
Powiedział Pan kiedyś, że felietony fotograficzne miały wpływ na realne życie. Czy nadal udaje się Panu zachować wiarę w sprawczą moc fotografii dokumentalnej? Czy to koncept raczej utopijny? Niestety rozwój technologii przynosi nie tylko dobre efekty. Jak nigdy przedtem zdjęcie czy film mogą być perfekcyjnie zmanipulowane i przenosić fałszywe treści. Treść każdego dokumentu może być zakłamana przez podpis czy komentarz, na co autor może nie mieć żadnego wpływu.
Pana portfolio jest oszałamiając: zdjęcia reporterskie, fotografia mody, reklamowa i inne – bezinteresownie zwariowane projekty, wykorzystujące medium fotografii… czy istnieje określenie, które w lapidarny i trafny sposób definiowałoby Pana twórczość?
To jest rola krytyków. Mogę tylko zaznaczyć, że nie boję się żadnych eksperymentów, które różnicują sposób narracji i poprzez wzbogacanie warsztatu mogę do każdego projektu dobrać najbardziej efektywną formę.
Obrazy odkryte na nowo, mimo stylistycznych interwencji w archiwalnych kadrach, nadal zawierają ślady reportażu. Czy powiększone i przekształcone „malarskim gestem” fragmenty pierwotnych kadrów odkrywają nową wiedzę o relacjach międzyludzkich? Nadają inny sens skonstruowanej wcześniej opowieści?
Owszem, zawierają ślad szerszej narracji, która, notabene, też była pozbawiona prawdziwego kontekstu. Nikt z nas nie wie przecież co jest powodem rozemocjonowania osoby, która pojawia się w naszym kadrze. I tu nasuwa się bardzo smutny wniosek, który podważa prawdziwość dokumentu. Otóż będzie on funkcjonował w odbiorze w zależności od podpisu pod nim lub komentarza, co otwiera ogromną przestrzeń do manipulowania. Wyciągając mały fragment kadru odcinam się od konkretnej sytuacji w jej pierwotnym znaczeniu i koncentruję się na zapachu jednego kwiatka z olbrzymiego bukietu. Naturalnie, cechą człowieka jest, lub powinna być, próba zrozumienia wszystkiego, co znalazło się w naszej przestrzeni. „Obrazów…” nie ominie analiza. Tyle, że percepcja będzie bardzo indywidualna, a więc różnorodna. „Malarski gest” nie tylko epatuje estetyką, ale zwiększa dowolność interpretacji, zdejmując z obrazu funkcję dokumentu i dając szansę na swobodne kreowanie narracji w naszych głowach.
Czy zauważalna w Pana twórczości skłonność do przyjmowania perspektywy dziecka, oczarowanego magią baśni, to sposób na zwiększenie odporności na depresyjną rzeczywistość?
Naturalnie. Jedynym lekarstwem na ponure wydarzenia jest stworzenie dla własnych potrzeb świata
wesołego, dowcipnego, kolorowego. Oczywiście, takie postępowanie nie może oznaczać kompletnej ucieczki od rzeczywistości i nie zwalnia nas z obowiązku jej oceny, a wręcz narzuca obowiązek postawy, która przyczyni się do jej naprawy.
Przyznaje Pan w wywiadach, że dla zachowania artystycznej kondycji, stosuje Pan rodzaj „naprzemienności stylistycznej”. Czy teraz przyszedł czas na dokument?
Nie funkcjonuję w żadnym „Planie pięcioletnim”. Na wszystko przychodzi odpowiedni moment, który pojawia się w wyniku przesilenia funkcjonowaniem w jednej dyscyplinie fotografii. Zresztą od paru już lat prowadzę równolegle nad projektami kompletnie różnymi. Często też te gatunki mieszają się. Ważne jest, aby nie dać zagłuszyć w sobie intuicji. Rozum jest niezbędny w odkrywaniu świata, w kreowaniu zasad stadnego życia, ale nie może jej zdominować.
Na Opolskim Festiwalu Fotografii będziemy mogli oglądać Obrazy na nowo odkryte i Minął rok – o charakterze długoterminowym. Czy te projekty mogłyby mieć jakiś wspólny mianownik?
Każdy projekt, niezależnie od przypisanej mu kategorii, jest dla mnie autorską reakcją na to, co się dzieje. W przypadku Obrazów odkrytych na nowo dominuje emanacja życia przez podkreślenie walorów jego piękna. Być może, to reakcja na natłok negatywnych informacji medialnych. W pewnym sensie forma odreagowania na mroczną stronę naszej egzystencji. Minął Rokjest ewidentnym dowodem na moc negatywnych wydarzeń i próby ułożenia się z nimi na tyle, żeby nie czyniły spustoszenia w naszej psychice. Bo przecież musimy bronić się na tyle, aby nadal epatować pozytywną energią i mieć siłę na uświadamianie innych na temat kruchości demokracji i czym grozi jej śmierć. A najbliższym przykładem są dwa państwa sąsiedzkie – Białoruś i Rosja.
Rozmawiała: Agnieszka Plech