Przychodzi mi na myśl puszka Pandory… otwieram ją, a stamtąd uwalniają się maski… Pisząc tekst do projektu, zrozumiałem, że tym projektem otworzyłem swoją puszkę pełną masek.
Jesteś twórcą wizualnym, wg niektórych „multifunkcjonalnym”… Co Ci przynosi a co odbiera taka różnorodność w kreatywnym działaniu?
Ta różnorodność przynosi mi bardzo dużo. Jest niezbędna. No i, po prostu, gdybym robił coś w kółko, to bym się znudził… Poza tym, to okoliczności zawodowe, oczekiwania rynku wykreowały tę multi-funkcjonalność. Nie było zleceń na fotografowanie, więc zająłem się działalnością edukacyjną. To wymagało m.in. przeprowadzania wywiadów, które trzeba było montować, reżyserować, materiał udźwiękawiać — nauczyłem się. Potem z kolei pojawiła się kolejna umiejętność do opanowania — drony, a ostatnio poważnie myślę o długim metrażu… Reasumując, sytuacja rynkowa skłaniała mnie do podejmowania nowych wyzwań i do rozwoju, lecz było to zbieżne z moją wewnętrzną potrzebą poszerzania wiedzy i umiejętności. To nadal dla mnie ważne.
Ale fotografia była pierwsza?
Zdecydowanie tak. Była biletem na świat. Chodzi o to, że nie potrafię „tylko” podróżować. Podróżuję i fotografuję. Poznaję innych, poznaję inne kultury, wierzenia, narodowości, aż wreszcie — inne świadomości… Poza Polską jest inna świadomość. Fotografia była narzędziem do poznania świata. Stała się też podstawą do filmowania. Kiedy filmuję, to tak naprawdę fotografuję. Każdy kadr filmowy jest u mnie fotografią, klatka po klatce. Jest ujęciem 10 sekundowym, a w każdej sekundzie jest 25 zdjęć. (śmiech)… I nie jestem w stanie inaczej tego postrzegać. Jestem tak zakodowany, ponieważ zacząłem od fotografii, myślę fotograficznie. I nawet więcej: oglądając filmy zauważam, kto jest a kto nie jest fotografem, rozpoznając np. kompozycję, błąd ekspozycji w kadrze, itp. Oczywiście, według mojej perspektywy. Widzę, że jest, być może, sprawnym filmowcem, ale nie fotografem. A ja dążę do tego, żeby uchwycić fotograficzność w filmie i do tego ująć ruch.
Behind the mask wydaje się wpisywać w nurt dokumentu, stanowiąc opowieść o nieoczywistym. Zawiera w sobie ładunek mistyczny. Czy tworząc ten projekt miałeś sprecyzowany cel czy zaufałeś przeznaczeniu?
Rozpoczynając ten projekt, nie wiedziałem jaki będzie jego koniec, ani nawet tego, przyznaję, o czym on jest. To proces nie tylko fotograficzny. To proces samopoznania jako ojca, mężczyzny oraz poznania świata. Muszę też dodać, że do niektórych miejsc występujących w tym projekcie przyjeżdżałem kilkukrotnie. Taka praktyka powoduje, że poznaję takie miejsce jeszcze bardziej, zauważam inne jego szczegóły, aspekty. Poznaję je coraz głębiej. To ma swoje odzwierciedlenie w tym projekcie. Polega to między innymi na tym, że na początku pracy nad tym projektem, widziałem wglądy szamanów, to sprawiało, że stawiałem pytania, a wszechświat mi na nie odpowiadał. Wszystko mi odpowiadało, włącznie z nauką — czyli z mistycyzmu wchodziłem w naukowość. Zrozumiałem, że i szamanizm też okazuje się wglądem psychologicznym. Pierwsze spotkanie miało charakter doświadczenia mistycznego, a potem, w miarę upływu czasu, zdobywania doświadczeń i wiedzy, to wszystko stawało się bardziej zrozumiałe, ewoluowało razem z tym projektem. Fotografowałem szamanizm, a myśli przychodziły od strony naukowej na moim podwórku, na warsztatach, na terapii, na wykładach, w spotkaniach. Szamanizm okazywał się doświadczeniem życia. Kontakt z nim prowokował refleksje i pytania, na które odpowiadali lekarze i fizyka kwantowa. Szamanizm był dla mnie mistyczny, a teraz bardziej psychologiczny. Odpowiedzi przychodziły od strony naukowej, w Warszawie, u pani doktor itd. I tak, szamanizm stał się dla mnie codzienną praktyką, codziennością. I dzięki temu doświadczeniu mój wgląd w moje życie jest głębszy — obserwuję siebie, innych i zauważam jacy jesteśmy podobni. Wszyscy jesteśmy trochę szamanami, trochę mistykami… (śmiech)
Jak w kontekście swoich przemyśleń, przekazywanych w tekstach do tego projektu postrzegasz rolę fotografii? Czym jest obraz w tej kombinacji: świadectwem, ilustracją czy warstwą do odczytania?
Fotografie powstawały wiele lat, tak jak książka Milpa. Powstała ona wcześniej, zaprojektował ją Andrzej Kramarz, a teksty napisała Ewelina Lasota. Tym razem poczułem, że chcę to zrobić inaczej — „multifunkcjonalnie” [uśmiech]… Samodzielnie stworzyłem teksty, układając przed sobą zdjęcie za zdjęciem. Po prostu oglądałem fotografie i słowa przychodziły samoistnie, intuicyjnie, rejestrując w pewien sposób bardzo intymne przeżycia i uwalniając w świadomości egzystencjalne pytania. Tak tworzyła się kompozycja obrazu i tekstu do książki oraz wystawy: mają one taki sam układ chronologiczny. Te teksty, które powstawały we mnie w miarę oglądania zdjęć, to moja historia. To nie są opisy, to historia opowiadana zdjęciami. A teraz pracuję nad filmem, w którym planuję rozmowę z widzem, mówienie do niego, przy wsparciu obrazów ruchomych i nieruchomych. To jest to, co najbardziej lubię — bezpośrednią wypowiedź audio/video kierowaną do odbiorcy. Czy obraz jest ilustracją, świadectwem czy równorzędną warstwą? To zależy kto czyta i kto ogląda. Jest tam pytanie i odpowiedź. Światło, faktury, kompozycja — wszystkie walory wizualne. Są tacy, którzy zagłębią się w tekst, dla niektórych to wizualność jest najważniejsza. Każdy z nas wybierze to, co do niego trafia. Jest nas 8 miliardów i każdy może inaczej to odbierać, dla każdego inna warstwa świata może być ważniejsza, dlatego dla mnie jeszcze jednym wyzwaniem będzie film, który wydaje się najpełniejszą formą wypowiedzi i najpełniejszą propozycją dla odbiorcy.
Co właściwie oznacza dla Ciebie topos maski występujący w tytule? I w jakiej relacji może to pojęcie odnosić się do fotografii?
Przychodzi mi na myśl puszka Pandory… otwieram ją, a stamtąd uwalniają się maski… Pisząc tekst do projektu, zrozumiałem, że tym projektem otworzyłem swoją puszkę pełną masek. Zauważyłem, że to doświadczenie nie tylko moje, wszyscy jesteśmy stworzeni z masek. Przychodzimy na świat jako tabula rasa, a potem nakładamy, jedną po drugiej, maski: stereotypy, przekonania, reakcje, zachowania. Właściwie składamy się z tysięcy masek, które trudno w końcu odłożyć. Warto zadać sobie pytanie: co by było gdybym był bez masek, czy pewne sytuacje życiowe by się powtórzyły czy zmieniły? Jak ma się ten topos do fotografii? Zdałem sobie sprawę, że ten tytuł odnosi się raczej do mojej ścieżki życiowej. Fotografie były przy okazji, towarzyszyły procesowi rozwoju, więc… do pewnego stopnia mogą być traktowane jako jego ilustracje.
Rozmawiała: Agnieszka Plech